Mała Garstka 60 lat po...
,,Byłeś jak wielkie, stare drzewo, narodzie mój jak dąb zuchwały…
Jęli ci liście drzeć i ścinać …
Jęli ci ciało w popiół kruszyć,
by wydrzeć Boga z żywej duszy.
I otoś stanął sam, odarty jak martwa chmura za kratami …
( …)posłuchasz serca; serce żyje…
Fragment wiersza K. K. Baczyńskiego. Wiersz ten pomagał 16- letniej Leokadii przetrwać komunistyczne więzienie we Wrocławiu przy ulicy Sądowej w roku 1952.
Zdarza się życiu taki Czas, który może odmienić wszystko, może stać się zaczynem czegoś ważnego, a zarazem wielkiego, czegoś co może zmienić bieg życia zwykłego człowieka, a także historii, tej przez duże H. Taki właśnie wyjątkowy czas stał się w moim udziałem. Rozpoczęłam zwyczajny rok szkolny 2009/10. Nic nie zapowiadało jakichkolwiek wielkich wydarzeń w moim rytmie pracy nauczyciela i wychowawcy. Kolejnego dnia września postanowiłam uporządkować archiwa znajdujące się w mojej szkole tj. Gimnazjum im. Jana Pawła II, a wytworzone zaraz po zakończeniu II wojny światowej, dotyczące głównie życia uczniów i nauczycieli. Wtedy to natknęłam się na interesujące kroniki poszczególnych klas. Moim oczom ukazały się zdjęcia pięknej dziewczyny w szkolny fartuszku, który był okraszony czerwoną chustą. Zauważyłam podpis, znane mi wcześniej nazwisko i imię, skojarzyłam te informacje z wcześniej przeczytanym wspomnieniem w lokalnej prasie. Nie ukrywam, że to wszystko, o czym przeczytałam w kronikach, bardzo mnie zaintrygowało, postanowiłam działać.
Jako historyk wiedziałam, że muszę zrobić wszystko, aby Ich odnaleźć. Nie wiedziałam jeszcze jak to zrobić, ponieważ nigdzie nie było adresów, śladów po których mogłabym trafić na jakiś konkretniejszy trop. Byłam jednak tak mocno zdeterminowana, że nic nie mogło stanąć mi na przeszkodzie, aby móc w szczegółach poznać historię Ich życia, Wiedzieć jak potoczyły się losy tych wyjątkowych uczniów, tych dzielnych chłopców i odważnej, mądrej dziewczyny. Uruchomiłam wszystkie kontakty, skrupulatnie dopytując, czy może ktoś z Ich rodzin pozostał w naszym mieście lub okolicach. Kolejne dni jesieni 2009 roku poświęciłam na szukanie informacji. Na początku października wiedziałam już więcej, dużo więcej, co ciekawe okazało się, że wpadłam na trop nielegalnej organizacji antykomunistycznej działającej od 1950 roku w naszej szkole. W mojej głowie nieustannie kołatała myśl- czy oni żyją. Kto może z nich jeszcze coś powiedzieć? W końcu znalazłam żyjących: telefony, paniczny strach ....nie odbiera raz.......drugi...trzeci.....w końcu energiczny, chrypiący głos kobiecy, stanowczy, który w końcu odpowiada: Marynka, słucham!
I Wtedy tego październikowego popołudnia 2009 roku okazało się, że odszukałam bohaterkę Małej Garstki, tę piękna dziewczynę w szkolnym fartuszku i czerwonej chuście z kroniki szkolnej. Już po tej pierwszej rozmowie czułam, że to będzie początek wspaniałej przyjaźni, wielkiego doświadczenia i przełomu dla naszej szkolnej i lokalnej społeczności. Umówiłam się z Panią Leokadią na spotkanie w Szczecinie. Pojechałam z mężem Romanem w historyczną podróż jak na skrzydłach. Był 22 października 2009 roku. Jadąc do Pani Leokadii Marynki, znanej mi z kroniki Leokadii Hołubeckiej, sądziłam, że zastanę zmęczoną życiem starszą Panią, sponiewieraną przez los i nie pogodzoną z krzywdą, którą wyrządził Jej zbrodniczy system totalitarny
- najpierw nazistowski, a później komunistyczny. Tak jednak nie było! Zastaliśmy tryskająca energią, piękna kobietę, radosną, z poczuciem humoru, choć oczywiście doświadczoną życiem.
Słowami nie oddam tego, to co zadziało się podczas naszego spotkania. Mogę tylko postarać się w niewielkim wymiarze przelać na papier nasze przeżycia. To była swoista podróż w czasie, wielkie przeżycia i emocje, przy całkowitym „stopieniu się” w przestrzeń historii życia rodziny pani Leokadii z losami Polski. Opowiadanie o życiu polskich rodzin na Kresach, od momentu odzyskania niepodległości, kiedy to wszyscy radowali się z daru jakim była
II Rzeczypospolita, aż po podróż w której to zły los sprawił, że życie Polaków nabiera znowu potwornego wymiaru -okresu okupacji w niewoli sowieckiej, niemieckiej i w końcu zakończenia wojny i dramatu życia w komunistycznym reżimie po II wojnie światowej.
W ciągu dwóch razem spędzonych dni, usłyszałam z ust Pani Leokadii historię, która zmieniła moje życie zawodowe na zawsze.
Pani Leokadia opowiadając historię swego życia, przekazała, skupione jak w soczewce, informacje o losach Polaków żyjących w połowie XX wieku w epoce totalitaryzmów. Rozpoczęła swą opowieść tak:
Urodziłam się w 1935 w rodzinie Hołubeckich w Zamostyszczach koło Kostopola na Wołyniu. Rodzice prowadzili gospodarstwo, żyło nam się dobrze, byliśmy szczęśliwi, cieszyła nas odrodzona Polska w której mogłam spędzić najpiękniejsze chwile mego życia- beztroskie dzieciństwo. Mieszkaliśmy wśród swoich w przepięknym miejscu żyznej wołyńskiej ziemi, krystalicznie źródlanej wody, zieleni lasów i błękitu nieba, które razem dawały widok niezwykłego miejsca na ziemi. Niestety 17 września 1939 roku wszystko się skończyło- wybuchła wojna, całe dotychczas prowadzone życie zamieniło się w koszmar.
Babcia Aniela z domu Hermaszewska zostaje wywieziona na Syberię, brat ojca ginie z rąk enkawudzistów w Ostaszkowie. Szalejące w czasie wojny bandy UPA zmusiły naszą rodzinę do pozostawienia dobytku i ucieczki do Kostopola.
Ukraińcy zamordowali moja babcię, Urszulę Bagińską oraz szwagra mamy, Stefana Mazurkiewicza.
Ojciec Józef z matką Romaniną, uciekają z nami przed banderowcami, cudem przeżyliśmy mordy, niestety zostaliśmy w trakcie ucieczki aresztowani przez Niemców i przewiezieni do obozu na Majdanku. Również cudem moja rodzina uniknęła komory gazowej, Niemcy potrzebowali rąk do pracy i zostaliśmy wywiezieni do Niemiec w okolice Oleśnicy do Miodar. Był rok 1943. Okupację przeżyliśmy wszyscy, czyli rodzice i my, dziewięcioro dzieci. Po zakończeniu działań wojennych, w maju 1945 roku rodzice otrzymali gospodarstwo rolne we wsi Długa w powiecie sycowskim (obecnie Wielowieś).
Ludzie cieszyli się z ziemi i z domów, które zajmowali. Pomagali sobie, jak mogli. Dzielili się chlebem, mlekiem, nasionami. Byliśmy wtedy jedną, wielką rodziną, do której co rusz ktoś wracał bądź to z Syberii, bądź z Niemiec. Coraz bardziej zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że na swoje, na Wołyń, powrotu nie ma. Jesienią wszystkie dzieci rozpoczęły nowy rok szkolny.
Życie po II wojnie światowej na ziemiach odzyskanych było trudne. Od samego początku ojciec mój, Józef, był sołtysem. Wszystkie zebrania i agitacje we wsi odbywały się u nas w domu, gdyż mieliśmy duże mieszkanie. Zebrania odbywały się coraz częściej, gdy rzucono hasło kolektywizacji wsi. Udział w nich był obowiązkowy. Widziałam czarną rozpacz chłopów, którzy nie mogli pojąć, dlaczego mają oddać ziemię otrzymaną całkiem niedawno i to akurat wtedy, gdy ciężko uprawiana zaczęła wreszcie dawać plony. Przystąpiono do upaństwawiania wszystkiego, co się dało. Prześladowano „kułaków”. Zabroniono słuchania zagranicznych radiostacji, zwłaszcza Wolnej Europy. Nie wolno było opowiadać kawałów politycznych, a nawet wymawiać imienia „Józef”, aby nie obrażać „wodza narodów”. W szkole zdjęto krzyże, nie odmawialiśmy modlitwy przed nauką i po nauce, zlikwidowano religię oraz zbiorowe chodzenie na mszę św.. W niedzielę za to chodziliśmy całą szkołą na stonkę, którą „ przeklęci Amerykanie” rozwlekli po polach ziemniaczanych polskich PGR-ów oraz jednej spółdzielni produkcyjnej w Nowym Dworze, gdzie osiedlono górali. Narastał strach przed UB, bo co kogoś zabrali, to ślad po nim ginął. Ludzie, którzy wrócili z Syberii, a także osadnicy ze wschodu znali „dobrobyt”, jaki panował w kołchozach i panicznie bali się wprowadzanej kolektywizacji.
Mała Garstka i orzeł w koronie
My, młodzi, czyli kilkoro dzieci w wieku 15- 16 lat, w tym ja, Jan Kowalski i Staszek Królak, bardzo przeżywaliśmy to, co działo się we wsi i pobliskim Sycowie – kontynuuje swoją opowieść pani Leokadia. – Nie chcieliśmy kołchozów i 17 republiki. Wyszukiwaliśmy stare gazety i książki, po cichu śpiewaliśmy „Witaj, Majowa Jutrzenko” i „Czerwone maki na Monte Cassino” oraz czytaliśmy książki religijne. Założyliśmy organizację Mała Garstka, której wodzem był Janek. Za pomocą ręcznej drukarki i pieczątek z kartofli drukowaliśmy ulotki, które chłopcy rozrzucali po lesie i drogach.
Wycinaliśmy w ziemniakach symbol zakazanego przez władze orła w koronie i pozostawialiśmy ten wizerunek, gdzie się tylko udawało! Spotykaliśmy się w domu u Janka, czasem w szkolnej harcówce. Nigdy nikomu z dorosłych nie przyznaliśmy się do tej tajemnicy i tej działalności. Wkrótce przyszło nam za tę odwagę zapłacić wysoka cenę.
Po ukończeniu szkoły podstawowej zdałam egzamin do Liceum Pedagogicznego we Wrocławiu przy ulicy Trzebnickiej, a Janek poszedł do szkoły górniczej w Nowej Rudzie i przestaliśmy się spotykać. Tylko jak przyjeżdżałam na Boże Narodzenie, to chłopcy chwalili się, że werbują do Małej Garstki nowych członków i drukują ulotki opatrzone orłem w koronie. W internacie przy ulicy Krętej we Wrocławiu nie mogłam pogodzić się z tym, że nie wolno nam było chodzić do kościoła, który przylegał do budynku. Czułam się też pokrzywdzona tym , iż nie dostawałam stypendium, które pobierały nawet „bogatsze z domu” koleżanki. No, ale byłam córką indywidualnego rolnika, gospodarza na sześciu hektarach! A że z tego pola utrzymywała się jedenastoosobowa rodzina, po prostu nie było ważne.
W marcu 1952 roku, w czasie lekcji, wszedł do klasy dyrektor liceum. Poprosił mnie, abym zabrała teczkę i poszła z nim do jego gabinetu. Tam czekało na mnie dwóch panów. Dyrektor przyniósł mi płaszcz i buty z szatni. Kazał się ubierać i iść z nieznajomymi. Zapytałam dyrektora, dokąd mnie zabierają. On odpowiedział, że wszystkiego się niebawem dowiem. Panowie w gabardynowych płaszczach w ogóle się nie odzywali. Wyszłam z nimi ze szkoły. Poszliśmy w kierunku placu Powstańców Wielkopolskich. Pod wiaduktem czekała czarna limuzyna. Wepchnięto mnie do niej. Byłam przerażona. Dokąd mnie zabierają? Chyba mnie zamordują! - myślałam. – Dlaczego dyrektor mnie z nimi puścił? Przecież miałam dopiero 16 lat. Zawieziono mnie na ulice Sądową. Posadzono na dyżurce i kazano czekać. Byłam głodna, zmarznięta i chciałam bardzo do toalety. Wyrwano mi teczkę z rąk, wybebeszono kieszenie fartucha, bluzki, nie zapomniano sprawdzić, co mam w skarpetach i butach. Dopiero w nocy wywieziono mnie tą sama limuzyną do Sycowa i osadzono w gmachu Urzędu Bezpieczeństwa, Tam odebrano mi wszystko. Zostałam tylko w lekkiej sukience i rozsznurowanych półbutach. Zaprowadzono mnie do bardzo głębokiej piwnicy, gdzie za okno służyła szpara pod sufitem, a wiadro było ubikacją. W kącie stała prycza z brudnym siennikiem, kocem oraz poduszką wypchaną sianem.
Każdy dzień w sycowskim więzieniu UB był taki sam. Rano wynoszenie wiadra, mycie się pod kranem w zimnej wodzie, bez mydła. Po „toalecie” i byle jakim śniadaniu – przesłuchanie. Czasami przesłuchiwano mnie tylko trzy razy w ciągu dnia, ale najczęściej cztery razy. Pytano w zasadzie o jedno i to samo: „Kto nam kazał, gdzie zbieraliśmy się, ile napisaliśmy ulotek, kto nauczył nas śpiewać zakazane piosenki?”. Pytaniom towarzyszyły pogróżki przesłuchującego: ”Życia to ty już nie będziesz miała, to wrogu ludu i władzy ludowej, ty sanacyjny pomiocie!”. Kiedy powiedziałam śledczemu, że moja jedna babcia została zamordowana przez Ukraińców, druga zmarła na Syberii z głodu, wywieziona tam przez bolszewików, a wujek i stryjek zginęli w Katyniu, myślałam, że mnie rozszarpie. Długo świecił mnie w oczy silną żarówką, a potem godzinami kazał stać pod ścianą. I w tym stylu prowadzono śledztwo od 24 marca 1952 roku do końca czerwca.
Później dostałam trochę widniejszą celę i rzadziej mnie przesłuchiwano. Zawdzięczam to chyba doktorowi Julianowi Jakimowiczowi, który przyszedł pewnego dnia mnie zbadać. Przy badaniu wyprosił z celi ubeka, przytulił mnie i powiedział: „Biedne dziecko, wyleczyłem cię ze świerzbu i anemii, a oni cię teraz wykończą”. Słowa te mówił mi szeptem, na ucho, bojąc się chyba podsłuchu.
Przez cały czas siedzenie w sycowskim areszcie, nie myłam się ciepłą wodą, nie zmieniałam również odzieży, choć byłam przecież kobietą. Podarłam więc prześcieradło na pasy. Śledczy zagroził mi , że zostanę dodatkowo ukarana na zniszczenie mienia państwowego. Kiedy poprosiłam go o jakiś środek opatrunkowy, roześmiał mi się w twarz i głośno powiedział: „A może chcesz jeszcze zegarek z wodotryskiem?”
W końcu przewieziono mnie ponownie do Wrocławia na ulicę Sądową. Tam po kąpieli ubrałam przeprane w ciepłej wodzie szmaty, po czym zaprowadzono mnie do celi, w której siedziało już dwanaście kobiet. Sześć spało na łóżkach, drugie sześć na siennikach na podłodze. W kącie stał „kibel” z pokrywką.
W celach okna nie były otwierane, więc latem upał był nie do zniesienia. Dlatego też w czasie największych upałów otwierano drzwi do celi znajdujących się naprzeciw siebie,. W czasie tego wietrzenia musiałyśmy siedzieć na podłodze z głowami zwróconymi do okna i nie wolno nam było odzywać się lub wykonywać żadnych porozumiewawczych gestów. Po kwadransie cele zamykano i znów dusiłyśmy się z braku powietrza.
10 lipca 1952 roku miałam rozprawę. Sądzona byłam przez Sąd Wojskowy.
Na rozprawę prowadzono mnie w szkolnym fartuszku, który ktoś mi nawet wyprasował, wyjmując z depozytu. Chłopców, moich kolegów z „Małej Garstki”, prowadzono na rozprawę skutych kajdankami. Ja szłam obok. Jakaś sprzątaczka oblała nas na korytarzu sądowym (przy ludziach) brudną wodą, krzycząc na cały głos: „Patrzcie, władza ludowa gówniarzom się nie podoba”.
Na rozprawie suchej nitki na nas nie pozostawiono. Jako dowodu użyto ulotki z orłem w koronie i napisem: „Precz z 17 republiką, nie zakładajcie kołchozów”. Tekst był wykonany kopiowym ołówkiem, a pismo podobne było do mojego. Ulotkę tę znaleziono w lesie przed moim aresztowaniem, a więc w tym czasie, kiedy już mieszkałam we Wrocławiu, czyli co najmniej 50 kilometrów od tego lasu. Kiedy więc miała to zrobić? Nikt się jednak nad tym nie zastanawiał. Dostałam wyrok: dwa lata i dwa miesiące pozbawienia wolności oraz pozbawienie praw publicznych na pięć lat. Janek i Staszek dostali po pięć lat pozbawienia wolności. Józka wypuszczono, bo miał wujka
w milicji.
Po wyroku pracowałam w więziennej pralni. Prałyśmy pościel dla hotelu Urzędu Bezpieczeństwa oraz prywatną pościel funkcjonariuszy. Pościel funkcjonariuszy haftowały panie siedzące ze mną w celi dla więźniów politycznych. Panie te pocieszały mnie i podtrzymywały na duchu. Ich „przestępstwo” polegało na tym, że albo ich dzieci były w Armii Krajowej, albo przyłapano ich na słuchaniu zakazanego radia, albo też w jakiś sposób przeciwstawiły się temu, co działo się z woli władzy. One mi ciągle powtarzały: „Lewicka, ty dożyjesz czasów, kiedy będzie związek byłych więźniów stalinowskich, a na placu Czerwonym w Moskwie będzie odprawiana msza święta”.
Wyszłam na mocy amnestii dla młodocianych 16 grudnia 1952 roku. Po kilku miesiącach ciężkiej pracy w pralni więziennej wyrosłam i zmężniałam. Z depozytu wydano mi moje rzeczy. Pasowały na mnie tak, jakby od młodszej siostry. Buty ledwo wcisnęłam na obolałe nogi. Pończochy podwiązałam troczkami z resztek mojej koszuli. Ubrałam przyciasny płaszczyk szkolny, kusy fartuszek i pojechałam na dworzec. Nie dostałam żadnych pieniędzy.
W tramwaju, żeby nie zapłacić kary, pokazałam konduktorowi zwolnienie z więzienia. Na dworcu Wrocław - Nadodrze na to samo zwolnienie dostałam bilet do Sycowa, ale oglądano mnie przy tym jak złoczyńcę. Na peronie spotkałam Janka i Staszka. Zamieniliśmy spojrzenie pełne łez. Oni również wyglądali nędznie w swoich kusych kurcinach i przyciasnych butach. W pociągu staliśmy w ciemnym korytarzu bojąc się wejść do przedziału i głośniej rozmawiać. Prawie w milczeniu dojechaliśmy do Sycowa. Po wyjściu ze stacji biegliśmy do domów rodzinnych płacząc i ciesząc się wolnością.
Ojciec przyjął mnie bardzo serdecznie. Ucałował i głośno dziękował Bogu, że wróciłam. Opowiedział mi, że po moim aresztowaniu w całym gospodarstwie UB zrobiło dokładną rewizję, ale niczego nie znaleziono. Później zaś, wszędzie gdzie poszedł coś załatwić, dawano mu odczuć, że wychował córkę „wroga ludowej władzy” . Aby opłacić adwokata, musiał sprzedać jałówkę, Przypuszczam, że bez adwokata wyrok byłby surowszy.
Mimo że wyszłam na wolność na mocy amnestii, musiałam codziennie meldować na komisariacie milicji w Działoszy. Codziennie więc chodziłam dwa kilometry w jedna stronę i dwa kilometry w drugą, niezależnie od tego czy byłam chora, czy zdrowa. W kościele, w czasie mszy świętej nikt przy mnie nie stał. Ludzie bali się ze mną w ogóle rozmawiać. Nie miałam we wsi ani kolegów, ani koleżanek. W sylwestra wystroiłam się i poszłam na zabawę. Nikt ze mną nie chciał zatańczyć. Nie mogłam pojąć dlaczego tak się dzieje. Miałam wtedy 17 lat, które 20 listopada ukończyłam w więzieniu. Z bardzo ciężkim sercem wracałam z zabawy sama. Chciałam nawet wtedy popełnić samobójstwo. Okazało się jednak, że brak powodzenia na zabawie, to drobiazg w porównaniu z tym, co mnie jeszcze czekało. Otóż okazało się, że nie ma dla mnie miejsca ani w szkole, ani w żadnym zakładzie pracy.
Uratowała mnie ciocia Kasia ze Szczecina. To właśnie jej męża zamordowali Ukraińcy. Ciocia wyszła za mąż po raz drugi za wdowca Marcelego Jewgiejuka. Wujkowi Marcelowi banderowcy zamordowali najpierw ciężarną żonę, a później matkę, która wiozła trumnę, aby pochować swoją synową. W ich domu znalazłam spokój oraz wiele czułości. Poza tym nikt mnie w Szczecinie nie znał. Pracy jednak w dalszym ciągu nie mogłam znaleźć.
Od 22 stycznia 1953 roku do śmierci Stalina, obeszłam wszystkie zakłady w Szczecinie, ale po wypełnieniu ankiety personalnej i okazaniu zwolnienia z więzienia wszędzie odmawiano mi zatrudnienia. Nie miałam wyjścia. Podarłam więc papierek z paragrafami i po znajomości rozpoczęłam pracę w spółdzielni „Wspólnota Zbieraczy”, która zajmowała się skupem surowców wtórnych.
W grudniu 1953 roku wzięłam ślub kościelny w Sycowie. Na mój ślub oprócz rodziny przyszła tylko jedna koleżanka. Wszyscy bali się mieć jakikolwiek kontakt jak to mówili z "sanacyjnym pomiotem". Po ślubie wróciłam do Szczecina. W pracy czekało mnie wymówienie, bo w wówczas dowiedzieli się kim jestem. Było mi wówczas bardzo ciężko. Mąż zaczął chorować na gruźlicę, a ja bałam się wypełnienia ankiet personalnych. Bałam się też, że moje dzieci nie skończą nawet szkoły podstawowej, gdy się wyda, iż ich mama to „wróg ludowej władzy”.
Pozostałam jednak na stałe w Szczecinie tam urodziłam córkę i syna, wiedliśmy skromne życie. Sama nie mogąc nigdy skończyć szkoły, o której marzyłam przed laty będąc w liceum..
Przeżyłam również wydarzenia grudnia 1970 roku w Szczecinie pomagając rodzinom poszkodowanym i pomordowanym przez komunistów. Kiedy w sierpniu 1980 roku trwały strajki, nie liczyłam się z konsekwencjami, jakie mogły mnie spotkać za przyniesienie żywności pod stocznię. Wiedziałam, że w takich momentach, nie można zostawić ludzi samych, zawsze przypomina mi się chwila, kiedy to byłam osadzona w areszcie PUBP w Sycowie i tylko dozorca przemycał mi jabłka, które ratowały moje wyczerpane siły.
Życie moje toczyło się dalej, nigdy się nie poddawałam, nawet wtedy, kiedy Bóg zabrał do siebie przedwcześnie moją córkę Ewę, a później męża. W Szczecinie jestem już 60 lat, żyję ze skromnej emerytury, doczekałam się wnuczek i prawnuków, mam przyjaciół, jednak zawsze myślami wracam do miejsc mojego dzieciństwa i młodości, czasów szkolnych w Sycowie, kiedy to odważnie z moimi przyjaciółmi: szefem Małej Garstki -Jankiem i Stasiem, nie pozwoliliśmy zmienić naszej Ojczyzny w "potworny sen upiora".
W moim życiu było wiele smutnych i szarych dni, ciężkich, traumatycznych, ale zawsze byłam wierna zasadzie, że należy iść po słonecznej stronie życia.
Po tych godzinach powrotu do źródeł, tych tragicznych wspomnień Pani Leokadii, wręcz traumatycznych przeżyć, zapadła długa cisza! Już nigdy nic w moim życiu nie było jak do tej pory.
Na pożegnanie zadałam pani Leokadii jeszcze kilka pytań. Jedno z nich brzmiało: Czy nie żałuje, że nie milczała, kiedy kazano jej myśleć i mówić, to na co pozwalała władza ludowa w komunistycznej Polsce, kiedy nakazywano nie wychylać się i kłamać? Odpowiedziała mi wówczas: Nigdy! Nie żałuję, że wyciętym ze szkolnej gumki z orzełkiem w koronie oznajmiłam światu: ,,Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy..."
Wyjechałam ze Szczecina odmieniona, mogę po latach stwierdzić, że Pani Leokadia podczas tamtego spotkania przekazała mi testament Małej Garstki. Jeszcze niesprecyzowany, ale obie czułyśmy, że to się wówczas działo. Wiedziałyśmy, że nieskończoną kiedyś idee Małej Garstki, ktoś musi poprowadzić dalej. Postawiła przede mną bardzo trudne zadanie, które wtedy przyjęłam z lękiem, jednak z honorem i godnością, wiedząc, że należy to doprowadzić do końca. Nie wiedziałam jeszcze jak to zrobić, co z takim wielkim darem począć, ale już wówczas czułam, że moje życie zawodowe, a tym samym osobiste stanie się inne.
Ten Czas, który został mi u pani Leokadii dany przez Opatrzność, spowodował, że skutki musiały być tylko pozytywne, a owoce wyjątkowe i wielkie. Wiem, że ludzi łączy los z jakiegoś konkretnego powodu i nic nie dzieje się bez przyczyny. Od tego pamiętnego spotkania z panią Leokadią w Szczecinie historia Małej Garstki zaczęła żyć na nowo. Nie można było jej po prostu nie pisać dla potomnych. Należało to zrobić jak najszybciej i tego zadania, wręcz misji, się podjęłam. Jednak już w nowej wersji, odpowiednio do chwili i czasu z pokoleniem wnuków i prawnuków bohaterów Tajnej Organizacji Małej Garstki.
W moich myślach nieustannie była obecna historia TOMG i słowa, które przekazała mi pani Leokadia. Nie odstępował mnie na krok ostatni cytat z wiersza K.K. Baczyńskiego pt. „Byłeś jak wielkie, stare drzewo...”, który tak bardzo ukochała więźniarka w szkolnym fartuszku, 17-letnia Leokadia:
... Lecz kręci się niebiosów zegar / i czas o tarcze bije, / i wstrząśniesz się z poblaskiem nieba, / posłuchasz serca: serce żyje...
Przecież nie mogłam tego dziedzictwa, które przekazała pani Leokadia pozostawić i nadal historie więźniów w szkolnych mundurkach, naszego miasta, regionu trzymać w tajemnicy i zapomnieniu. Wszak przecież wyznawanych przez Nich wartościach, postawie i bohaterstwie nadal "jak przystawisz ucho do tego ściętego drzewa", tzn. losów Ich młodego, odważnego życia, i posłuchasz uważne, to usłyszysz miarowy rytm serca ... TAK, TO SERCE ŻYJE!
Tym sercem jest historia sprzed ponad sześćdziesięciu laty, która wydarzyła się w szkole powszechnej w Sycowie, a bohaterami jej byli młodzi ludzie, uczennica i uczniowie 14 -15 letni, którzy nie pozwolili Ojczyzny „zmienić w sen upiora”. Losy tych bohaterów natomiast nadawały się na dobry scenariusz filmowy.
Po powrocie ze Szczecina postanowiłam pojechać do archiwum IPN we Wrocławiu, aby móc odszukać w dokumentach informacji dotyczących działalności TOMG. Wszak wszyscy Jej bohaterowie byli kiedyś uczniami Szkoły Powszechnej, dziś Gimnazjum im. Jana Pawła II w Sycowie, i przez 60 lat pamięć o Nich była skutecznie zamazywana i zakłamywana. To, co odczytałam z akt śledztwa, było dla mnie wielkim przeżyciem, a nawet swoistym wstrząsem!
Wcześniejsze, jesienne spotkanie w Szczecinie z Leokadią Marynką, zimowa kwerenda w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej we Wrocławiu, odszukanie żyjącego założyciela młodzieżowej organizacji antykomunistycznej TOMG - Jana Kowalskiego, przeprowadzenie z Nim rozmowy telefonicznej i w ostateczności odszukanie Juliana Grabki spowodowało, że wiosną 2010 roku wiedziałam już prawie wszystko. Mogłam całej społeczności szkolnej przedstawić niezwykłą historię Małej Garstki, która odważyła się być wolną w czasach stalinowskiego terroru.
W grudniu 1950 r. w Sycowie, wówczas w Szkole Powszechnej, powstaje organizacja antykomunistyczna o nazwie „Tajna Organizacja Mała Garstka". Należeli do niej: Jan Kowalski, Leokadia Hołubecka, Stanisław Królak, Kazimierz Kuźmicz i Julian Grabka. Organizacja istniała kilkanaście miesięcy w tym czasie jej przygotowali i rozrzucili w Sycowie i okolicach ulotki o treści antykomunistycznej. Głównym celem TOMG było zdobycie wykształcenia i w przyszłości stopni oficerskich oraz dalsza walka z ustrojem, już w szeregach Wojska Polskiego. Ich działalność koncentrowała się na sporządzaniu ulotek za pomocą "małego drukarza", a także ich kolportażu na terenach powiatów: sycowskiego, kępińskiego, oleśnickiego, kłodzkiego, wrocławskiego i wałbrzyskiego. Organizację rozbito w dniach 21-22 marca 1952 po denuncjacji dokonanej przez jednego z członków TOMG, który był konfidentem kłodzkiego UB. Wyrokiem z 5 lipca 1952 roku Wojskowy Sąd Rejonowy we Wrocławiu skazał 5 członków TOMG na kary od 1 roku do 5 lat więzienia. Wszyscy mieli po 16 i 17 lat. Szykany, poniżanie i odtrącenie było wobec nich na porządku dziennym. Nie mogli ukończyć szkół o których marzyli, a później pracy. Po roku 1945, kiedy w Polsce komuniści ugruntowali władzę, rozpoczął się proces ideologizowania polskiej oświaty. Nauczycieli i młodzież ogarnął niepokój o własną przyszłość i przyszłość swojej ojczyzny. Pojawiła się wówczas „Mała Garstka” wiejskich dzieci z podstawówki w Sycowie, która stemplami zrobionymi ze szkolnej gumki i ziemniaków drukowała i rozrzucała ulotki z hasłami: „Precz ze Stalinem”, „Nie chcemy być 17 republiką ZSRR”, „Chcemy wolnej, niepodległej Polski”, ,,Katyń to ruski".
W oryginale czytamy:
HOŁUBECKA LEOKADIA
c. Józefa, ur. 20 XII 1935 r. w Zamostyszczach, pow. Kostopol.
Zarzut: przynależność do organizacji Tajna Organizacja Małej Garstki w Sycowie; sporządzanie ulotek.
Funkcjonariusze/prokuratorzy: Barski Filip (WPR), Krępski Stanisław, Makuch Stanisław (PUBP Syców),
Włoch Władysław (PUBP Syców).
Skazana przez sąd w składzie: przewodniczący – Gębara Adolf;
Ławnicy – Walczak Stanisław (JW 5532),
Kawalec Stefan (JW 5532).
Prokurator: Krępski Stefan.
Protokolant: Suchciewicz Ryszard.
Data i wysokość wyroku: 10 VII 1952 r. – 2 lata pozbawienia wolności.
Sygnatura akt: Sr. 429/52 (AIPN Wr 21/5080)
I tak kolejno bohaterowie Tajnej Organizacji Mała Garstka: Jan Kowalski, Stanisław Królak, Julian Grabka, Kazimierz Kuźmicz, oraz inni chłopcy działający już w Nowej Rudzie z Jankiem otrzymywali wyroki i kary za konspiracyjną, młodzieżową działalność antykomunistyczną. Za odwagę w tych okrutnych czasach zostali surowo ukarani. Sycowianie w latach 50-tych, nie chcieli lub nie mogli stanąć w obronie więzionych i prześladowanych.
W 2010 roku zdawałam sobie sprawę z tego, że taki stan niewiedzy w naszym mieście, mojej szkole nie może trwać nadal i po tym, co spotkało tych odważnych, bohaterskich, młodych ludzi, społeczność lokalna powinna przynajmniej wiedzieć, kim byli i co zrobili dla naszej małej ojczyzny. Nie wspominając już o tym, że za patriotyczną postawę i wyznawane wartości- Bóg, Honor i Ojczyzna powinni zostać nagrodzeni. Nie było już na co czekać należało działać. Sprawę ułatwił mi również fakt, że mój syn Mateusz Chowański był rówieśnikiem bohaterów tamtych wydarzeń, był też w tej samej szkole co oni i równie mocno kochał Ojczyznę. Mateusz bardzo wspierał mnie w poszukiwaniu prawdy o Janku, Leokadii, Stasiu, Kazimierzu i Julianie. Interesował się Ich historią i to z Jego inicjatywy i pomocy zrodziła się myśl powołania - wręcz wskrzeszenia koła historycznego o nazwie Mała Garstka działającego w gimnazjum.
Nawet jak się później okazało, że wszystkie nasze spotkania odbywały się w tej klasie, gdzie przed laty przygotowywano potajemnie ulotki.
To był wielki, wspaniały i wyjątkowy czas… wielu uczniów garnęło się do pracy. Pełni pomysłów stworzyliśmy organizacje Mała Garstka!
Jak się później okazało, działo się to wszystko w dramatycznym dla Polski roku, po wydarzeniach z 10 kwietnia 2010.
Można powiedzieć, że po 60 latach, oficjalnie 17 maja 2010 roku, za przyzwoleniem bohaterskiej Pani Lodzi wskrzesiliśmy odmienioną Małą Garstkę. Po pięciu latach działalności w grudniu 2016 roku, organizacja została zarejestrowana jako stowarzyszenie. Od początku jej ponownego istnienia w swoich szeregach skupiała uczniów gimnazjów, liceów i studentów, którzy jako cel i misję założyliśmy sobie przywracanie pamięci o młodzieżowej organizacji antykomunistycznej „Tajna Organizacja Mała Garstka, wcielania wartości - Bóg, Honor i Ojczyzna, takimi samymi którymi to Oni starali się kierować w życiu codziennym.
Współczesna Mała Garstka oprócz pamięci o TOMG starała się od samego początku jej istnienia upominać w lokalnym środowisku o Żołnierzy Wyklętych Pogranicza Wielkopolski i Dolnego Śląska, a więc o żołnierzy oddziałów poakowskich działający na terenie województw: poznańskiego, łódzkiego, wrocławskiego, śląskiego i opolskiego, którzy nie złożyli broni i walczyli z okupantem komunistycznym po 1945 roku. Można powiedzieć, że nasza organizacja jako pierwsza na terenie pogranicza Wielkopolski i Dolnego Śląska upomniała się o dobre imię Żołnierzy Wyklętych, staliśmy się pionierami w walce o pamięć tych, którzy nie mogli upomnieć się o swoje prawa. Staliśmy się organizacją, która, można rzec, stoczyła najcięższy bój o pamięć chłopców i dziewcząt- ,,wilków z lasu" z oddziałów Armii Krajowej „Tartak”, „Katyń”, Wielkopolskiej Samodzielnej Grupy Ochotniczej „Warta”, Konspiracyjnego Wojska Polskiego oraz wszystkich innych ,,straceńców wiernym do końca”.
Bardzo często wszystkim naszym działaniom patronowała pani Leokadia Marynka-Leokadia Hołubecka z TOMG, która od początku stała się naszą Honorową Patronką. Wiedzieliśmy, że tam w Szczecinie Pani Leokadia jest kochającą mamą, teściową, babcią, prababcią, szanowaną sąsiadką i parafianką. Natomiast w naszym mieście Sycowie, dopiero po 60 latach sprawiedliwości, miało stać się zadość tej wielkiej wobec niej niesprawiedliwości i bohaterska postawa Leokadii, miała zostać doceniona. Dzięki zaangażowaniu nowej Małej Garstki, ,,więźniarka w szkolnym mundurku", stała się jedną z najważniejszych postaci w historii miasta po II wojnie św. Najpiękniejszym urzeczywistnieniem prawego i pięknego Człowieka. Doprowadziliśmy do takiej sytuacji, w której to sycowska młodzież często wymienia Panią Leokadię jako jedną z Tych, która jest dla nich autorytetem i pragnie Ją naśladować. Mieszkańcy Sycowa i społeczność uczniowska Gimnazjum im. Jana Pawła II w Sycowie, nigdy nie zapomni dnia, w którym to po wielu latach do miasta swej młodości wraca pani Leokadia i do tego, wszyscy tu na nią czekają. Zanim to jednak nastąpiło, postanowiłam zrealizować mój pomysł przygotowania na tę jedyną i niepowtarzalną wizytę trwałej pamiątki - pomnika, którym stał się "Kamień Pamięci Małej Garstki". Postanowiłam, że w bryle kamienia umieszczony zostanie ważny dla życia bohaterów, cytat z wiersza K. K. Baczyńskiego, który pozwalał młodocianym więźniom tj. Lodzi i Stasiowi, przetrwać komunistyczne więzienie we Wrocławiu przy ul. Sądowej. Po zdobyciu specjalnych zezwoleń od władz miasta i szkoły, po wielu dniach zadanego sobie trudu, załatwienia odpowiedniego kamienia na Pomnik dla TOMG cały ówczesny osobowy skład Małej Garstki mógł powitać w Sycowie bohaterską Leokadię. Na uroczystość poświęcenia i odsłonięcia "Kamienia Pamięci Małej Garstki" zaproszony został oczywiście założyciel TOMG - Jan Kowalski i jedyny żyjący jeszcze członek - Julian Grabka. Niestety, Panowie z racji problemów zdrowotnych nie mogli przybyć na tę podniosłą uroczystość. Pan Jan wysłał społeczności szkolnej wzruszający list, prosząc, aby został odczytany tego ważnego dnia 17 maj 2010 roku.
W liście czytamy:
Był piękny, ciepły majowy dzień. Wielu zaproszonych ważnych osób ze świata nauki, kultury, polityki, oświaty przybyło na uroczystości odbywające się w szkole, gdzie głównym punktem kulminacyjnym było poświęcenie i odsłonięcie "Kamienia Pamięci Małej Garstki". Gośćmi honorowymi byli pan profesor Krzysztof Szwagrzyk i pani poseł Beata Kempa. W tym podniosłym wydarzeniu uczestniczyli wszyscy uczniowie szkoły i zaproszone delegacje z regionu. Przecięcia wstęgi dokonała pani Leokadia przy asyście uczniów należących do MG.
Na Pomniku "Kamieniu Małej Garstki" ustawionym przed Gimnazjum im. Jana Pawła II w Sycowie czytamy":
( …)posłuchasz serca;
serce żyje…
Małej Garstce, która odważyła się być wolną w czasach stalinowskiego terroru.
Społeczność szkolna Gimnazjum im. Jana Pawła II w Sycowie.
We kronice szkolnej, na wieczną pamiątkę, umieściliśmy następujący wpis:
Dnia 17 maja 2010 roku, przed Gimnazjum im. Jana Pawła II w Sycowie, w 60. rocznicę powstania Tajnej Organizacji Mała Garstka. Pani Leokadia Marynka dokonała uroczystego odsłonięcia, pomnika poświęconego działalności konspiracyjnej uczniów Szkoły Powszechnej w Sycowie.
Tablica granitowa z cytatem wiersza K.K. Baczyńskiego ufundowana została przez Państwo Małgorzatę i Jana Idzikowskich. Kamień został przywieziony z gospodarstwa Andrzeja i Ireny Zaborowskich.
Wiemy, że Organizacja ta przyczyniła się do odzyskania niepodległości w naszej Ojczyźnie. Dziękujemy.
Cześć Waszej Pamięci Dyrektor Gimnazjum im. Jana Pawła II w Sycowie - Zbigniew Filipiak
Pomysłodawczyni i wykonawca Opiekun Koła Historycznego im. Małej Garstki - Iwona Chowańska wraz z uczniami MG"
Podkreślić w tym miejscu muszę jeszcze jedną ważna sprawę. Po południu 17 maja 2010 r. po ponad 60. latach pani Leokadia postanowiła, przy okazji tej podniosłej chwili, odsłonięcia pomnika Małej Garstki, zmierzyć się ze strasznymi wspomnieniami i udać się na komisariat policji, niegdyś budynku PUBP w Sycowie. To wspomnienie do dziś wywołuje u mnie dreszcze… Tam w celach, których była przetrzymywana i odbywały się przesłuchania, opowiedziała raz jeszcze, o tym, co przeżyła i co ją i Stasia spotkało w 1952 roku. Dla członków Małej Garstki i policjantów, będących również uczestnikami autentycznego, wizualnego przekazu bohaterki, te dwie godziny ze świadkiem historii zapadły głęboko w pamięć. Od tamtego dnia co roku w Dniu Narodowego Święta Żołnierzy Wyklętych 1 marca zawsze pod celą na placu komisariatu palą się znicze na cześć pamięci walczących z terrorem komunistycznym bohaterach.
Po wyjeździe z Sycowa p. Leokadia prowadziła ożywioną korespondencję z uczniami szkoły i życzliwymi mieszkańcami Sycowa. Natomiast moje kontakty były już na tyle zażyłe, że stała się najbliższą memu sercu przyjaciółką, bardzo często rozmawiałyśmy na tematy historyczne oraz prozy życia dnia codziennego. Zaowocowało to przyznanym przez Nią z jej skromnej emerytury corocznego stypendium ,,Dar Serca”. Uzgodniłyśmy regulamin przyznawanego stypendium. Pierwsze nagrody zostały przyznane w 2012 roku, a odbywało się to zawsze w rocznicę wskrzeszenia Małej Garstki i Święta Szkoły ,,Primus Inter Pares" .
Na kolejne wręczanie stypendium w roku 2013 p. Leokadia wysłała do całej społeczność wzruszający list.
Szczecin, 13 maja 2013 roku
Szanowni Nauczyciele, Droga Młodzieży, Sycowianie !
Wiem, że w Dniu dzisiejszym obchodzicie Święto Szkoły i wręczycie liczne nagrody zdolnym uczniom.
Niestety nie mogę być z Wami w Sycowie, jestem tu w Szczecinie, przy moim chorym synu. Ogarniam wszystkich myślami i modlę się za Was. Cieszę się,
że mój Dar Serca – stypendium zostanie wręczone po raz trzeci wybranej przez Komisję dwójce młodych ludzi, odznaczającej się szlachetnymi postawami narodowymi i obywatelskimi .
Kochani, musicie wiedzieć, że ja również lubiłam się uczyć, w archiwum szkoły możecie odszukać moje cenzurki. Jednak w tym pięknym miesiącu maju, przed laty w 1952 roku nie otrzymałam tak jak Wy nagrody ani dyplomu, zostałam aresztowana przez Urząd Bezpieczeństwa i osadzona
w więzieniu za utworzoną organizację Mała Garstka, która krzewiła miłość do Ojczyzny i umiłowanie wolności. Z celi aresztu w Sycowie, dziś Komendy Policji, słyszałam dobiegające radosne śpiewy i potańcówki z pobliskiego parku Miałam tylko 16 lat, bardzo się bałam, że już nigdy stamtąd nie wyjdę i wszyscy będą myśleli, że zrobiłam coś złego, że to są ostatnie dni mojego życia. A wiedzieć musicie, że winą moją i moich kolegów było tylko to, że wyznawaliśmy w naszym młodym życiu trzy wartości – Bóg, Honor i Ojczyzna .
Słyszę, że po latach wznowiliście działalność Małej Garstki i kontynuujecie
te nader aktualne we współczesnym świecie wartości. Z relacji Waszej opiekunki wiem, że staracie się odtwarzać z okruchów pamięci prawdę historyczną. Los kieruje nas różnymi ścieżkami, kiedyś władza ludowa nie pozwoliła mi być pedagogiem. Dziś po wielu trudnych dla mnie latach w maju 2013 roku mogę cieszyć się tym, że ofiaruję Wam część siebie, że mogę, choć bez dyplomu, dawać Wam wskazówki tego, co w życiu ważne. W Waszych listów wiem, że jestem Wam potrzebna i daję siłę w życiu szkolnym i osobistym .
Wierzę, że Dar Serca z mojej skromnej emerytury trafi do dziecka szlachetnego, kochającego bliźniego, Ojczyznę i będzie dumne, że należało do mojej Małej Garstki .
Szczęść Boże Wszystkim w moim umiłowanym Sycowie.
Leokadia Hołubecka – Marynka – współzałożycielka Małej Garstki
Po latach tworzenia i działania Małej Garstki mogę stwierdzić, że był to z najlepszy czas w moim życiu zawodowym. Natomiast z relacji i uczniów i studentów wnioskuję, że dla nich praca w organizacji, a teraz stowarzyszeniu była etapem praktycznego poznania pracy historyka oraz jej meandrów badawczych, edukacyjnych, a zarazem wychowawczych. Mała Garstka to grono odważnych, wyjątkowych młodych ludzi, którzy poświęcali swój wolny czas sprawie, często wydawałoby się, niemożliwej do zrealizowania i wykonania. Naszą misję można określić cytatem ,,mission impossible”. Nie było innego sposobu jak tylko ,,wyważanie zamkniętych drzwi", bez pomocy i wsparcia ze strony władz ościennych miasteczek i powiatów. Wszak można z całą mocą potwierdzić, że na naszym obszarze ziemi pogranicza Wielkopolski i Dolnego Śląska obowiązywała myśl, którą przed laty napisał poeta Zbigniew Herbert w wierszu Ponieważ żyli prawem wilka, historia o nich głucho milczy. Nie mogliśmy na to pozwolić i godzić się nadal na taki skostniały od dziesiątek lat stan świadomości historycznej lokalnego społeczeństwa. Członkowie Małej Garstki, zgodnie wyrazili chęć zmiany i podjęli wyzwanie, a nawet trudną walkę. Można po tych latach powiedzieć, że była to, przy wytężonej pracy edukacyjnej dla społeczeństwa regionu pogranicza Wielkopolski i Dolnego Śląska, wielka sprawa i jak się teraz okazuje wygrana. Dziś większość ludzi na Pograniczu zna losy żołnierzy wyklętych oraz historię TOMG.
W tym roku mija siedem lat od powołania i działalności Małej Garstki. Nasza praca opierała się wyłącznie na pracy społecznej 'pro publico bono" i zazwyczaj była efektem naszych autorskich pomysłów. Jednocześnie zdając sobie sprawę powagi sytuacji i wagi sprawy o jaką walczymy, podjęliśmy trud współpracy z wieloma instytucjami naukowymi, patriotycznymi, społecznymi, politycznymi oraz mediami. Naszą pracę koncentrowaliśmy na terenie powiatów i gmin regionu pogranicza województwa wielkopolskiego, dolnośląskiego, łódzkiego. Wymienić tu należy stałą współpracę z Instytutem Pamięci Narodowej OBEP we Wrocławiu i Opolu, Fundacją „Pamiętamy”, Stowarzyszeniem "Odra-Niemen", Muzeum Powstania Warszawskiego, Społecznym Komitetem Pamięci Żołnierzy Wyklętych na obszar pogranicza Wielkopolski i Dolnego Śląska, Związkiem Sybiraków-Syców, Muzeum Historii Polski w Warszawie, Powiatowym Centrum Edukacji i Kultury w Oleśnicy, Tygodnikiem Kępińskim, Radiem Sud, Muzeum Regionalnym w Sycowie, Stowarzyszeniem "Solidarni w Działaniu" z Kępna, Fanklubem "Wiara Lecha"- Kępno, licznymi organizacjami harcerskimi i kombatanckimi, reżyserami, dokumentalistami.
W tych lat Mała Garstka przygotowała i przeprowadziła niezliczoną ilość uroczystości, apeli, koncertów, sesji naukowych, rajdów, ”żywych lekcji historii” w plenerze, wykładów, spotkań z rodzinami żołnierzy wyklętych, fundowania pomników w regionie i wystaw. Wszystko to spowodowało, że Mała Garstka, to swoisty znak rozpoznawczy. Ciężka praca, nieustannie prowadzona kwerenda historyczna, a tym samym dzielenie się tą poznaną prawdą historyczną określiło istnienie Małej Garstki członków jako tych, którzy tworzą elitę- kwiat młodzieży naszej „Małej Ojczyzny".
Nie zdołam opisać wszystkich działań Małej Garstki, jednak nie można pominąć tych które odcisnęły piętno pozytywnych zmian na tkance narodowej i społecznej Pogranicza Wielkopolski i Dolnego Śląska.
Każdego roku, w określonych dniach miesiąca, upamiętnialiśmy ważne rocznice historyczne, naszego państwa tj. Święta Niepodległości, wybuchu Powstania Wielkopolskiego, Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych, wybuchu Powstania Warszawskiego, wybuchu II wojny światowej, męczeńskiej śmierci błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki, ks. Wincentego Rudy, rocznicę ,,Krwawej Nocy Kępińskiej, urodzin rotmistrza Witolda Pileckiego, sanitariuszki Danuty Siedzikównej ,,Inki", rocznicę zbrodni katyńskiej, rocznicę powstania Tajnej Organizacji Mała Garstka, rocznicy urodzin i śmierci porucznika AK Franciszka Olszówki, por. Józefa Młynarza dowódcy batalionu AK „Giewont”.
Do historii regionu pogranicza przejdzie zorganizowany w czerwcu 2013 roku dla społeczeństwa powiatu ostrzeszowskiego, kępińskiego i oleśnickiego rajd rowerowy pt. „Tropem Wilczym”, upamiętniający losy żołnierzy podziemia niepodległościowego na pograniczu Wielkopolski i Dolnego - żołnierzy AK WSGO „Warta” Franciszka Olszówki. Pomysł wprawdzie, większość przygotowań logistyczno finansowych wzięłam na siebie i moją rodzinę, jednak dużego wsparcia udzieliła cała Mała Garstka oraz Fan Klubu ,,Wiara Lecha”.
Rozegrany wówczas został, mecz przyjaźni, który przeszedł do historii regionu, kibiców WKS Śląsk Wrocław i Lecha Poznań spośród uczniów, mieszkańców Pogranicza.
Szczególnie ważna była edukacji historyczna przeprowadzana we współpracy z historykami Instytutu Pamięci Narodowej we Wrocławiu i Opolu. Skupialiśmy się głównie na odkłamywaniu losów żołnierzy AK na obszarze Południowej Wielkopolski. Udało się przeprowadzić cykl wykładów, sesję naukową i konferencję. Wszystkie działania naukowo - edukacyjne możliwe były przy wsparciu pozyskanym od profesora Włodzimierza Suleji ówczesnego Dyrektora IPN Oddział Wrocław, oraz szefa OBEP IPN Wrocław, dziś wiceprezesa IPN, profesora Krzysztofa Szwagrzyka. Wsparcia edukacyjno- archiwalnego udzielił nam zawsze doktor Tomasz Balbus naczelnika archiwum Oddziału IPN we Wrocławiu oraz doktor Ksawery Jasiak z IPN w Opolu.
W pamięci mieszkańców Pogranicza Wielkopolski i Dolnego Śląska zostanie przygotowana i przeprowadzona wspólnie przez IPN oraz Małą Garstkę, sesja naukowo-badawcza pt. ,,Między propagandą, a rzeczywistością. Oddział Franciszka Olszówki, ps. Otto". Miało to miejsce w Pisarzowicach, w czerwcową upalną sobotę 2011 roku ponad dwieście osób z regionu zainteresowanych historią współczesną wysłuchało kilku referatów. Wykład rozpoczął dr hab. Tomasz Balbus: "Podbój i opór. Komunistyczna bezpieka wobec podziemia niepodległościowego 1944 -1948". Głos zabrałam również ja, przekazując wiedzę pt. "Oddział „Otta” w świadomości współczesnych mieszkańców pogranicza Wielkopolski i Dolnego Śląska". Doktor Ksawery Jasiak wygłosił analizę pt. ,,Oddział „Otta” w propagandzie komunistycznej". Profesor Krzysztof Szwagrzyk wykładem pt. "Poszukiwania miejsc pochówku członków oddziału Franciszka Olszówki ps. Otto" przygotował widownię do owocnej dyskusji. Trwała ona do późnych godzin wieczornych zakończona spotkaniem w gościnnym domu Danuty i Eugeniusza Stasiaczyk. Całość dnia uświetniła obecność wielu zacnych historyków regionu, rodzin żołnierzy wyklętych organizacji społecznych, władz samorządowych, mediów, uczniów, reżyserów i dokumentalistów. Jednak największym przeżyciem wszystkich była obecność pani Ireny Nawrockiej ze Szpotu, żołnierza porucznika Franciszka Olszówki ,,Otta", więzionej w Fordonie za przynależność do podziemia zbrojnego, kapitana Stanisława Jeziornego, pancerniaka żołnierza gen. St. Maczka oraz niespodziewane pojawienie się kuzyna Franciszka Olszówki z dalekiego Ełku.
Do historii Pisarzowic przejdzie, przygotowana również z naszej inicjatywy msza święta polowa, która odprawiona została w miejscu tragicznej śmierci porucznika Franciszka Olszówki ps. Otto. Przygotowany został na tę uroczystość ołtarz polowy, przy którym mszę święta odprawił senior, ksiądz kanonik Mirosław Łaciński wieloletni proboszcz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Mąkoszycach. Przyjechało wiele zainteresowanych historią mieszkańców okolicznych miast i wiosek. Obecni byli harcerze, kibice, uczniowie szkół, studenci, rodziny żołnierzy wyklętych, lokalni pasjonaci historii, leśnicy, ministranci, dziennikarze Tygodnika Kępińskiego. Nad wszystkim czuwała Mała Garstka. Podczas mszy świętej został poświęcony przez kanonika, ufundowany przez moją rodzinę, Kamień Pamięci dla Franciszka Olszówki oraz jego żołnierzy.
Jednak najbardziej pracochłonną formą pracy Małej Garstki, a zarazem ulubioną, było koncertowanie. Stworzyłam dla organizacji specjalny program autorski, niepowtarzalny projekt opowiadania o naszych lokalnych i ogólnonarodowych bohaterach Polski lat 1939- 1963. Składał się on z montażu słowno-muzycznego, przybierającego formę koncertu. Do tej pory udało się zorganizować w wielu miejscach regionu koncerty z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. W sumie przez ostatnie pięć lat zorganizowaliśmy i zagraliśmy ich siedemnaście.
W naszym repertuarze było wiele piosenek i tekstów, które oddawały ukrywaną przez lata prawdę historyczną, a zarazem przerażały ogromem zbrodni, uzmysławiając słuchającym, czym był system komunistyczny i jak wiele zła wyrządził ludziom. Jednocześnie ukazując niezłomną i honorową postawę żołnierzy i ludności cywilnej. Graliśmy piosenki rokowe, ballady, rap patriotyczny. Opowiadaliśmy naszym słuchaczom o bohaterstwie rotmistrza Witolda Pileckiego, sanitariuszce Ince, majorze Zaporze, Ogniu, poruczniku Franciszku Olszówce i jego podkomendnych zamordowanych przez siepaczy w więzieniu przy ulicy Kleczkowskiej we Wrocławiu, katowanych lokalnych bohaterach na komisariatach PUBP w Kępnie, Sycowie, Oleśnicy, Wieluniu, Sieradzu, Łodzi i Poznaniu. Śpiewaliśmy o wielu innych Wyklętych,
ale Niezłomnych.
Graliśmy w wielu miejscach pogranicza Wielkopolski i Dolnego Śląska, szczególnie w Rocznicę Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Ważne jest podkreślenie tego faktu, że byliśmy inicjatorami tego Święta nie tylko w naszym mieście Sycowie, ale wręcz na całym regionie, od Ostrzeszowa po Kępno, Oleśnicę, Namysłów i Wrocław.
Szczególnie niezwykłym przeżyciem był nasz Koncert dla pań i panów Posłów Rzeczypospolitej Polskiej w Warszawie w Parlamencie w maju 2013 r. Zagraliśmy na zaproszenie Posła RP, pana Stanisława Pięty - szefa sejmowej Komisji do Spraw Żołnierzy Wyklętych i staraniem Posłów pani Beaty Kempy i pana Andrzeja Dery.
Zwieńczeniem naszych koncertów był wspólny występ ze stowarzyszeniem Odra – Niemen w dniu 1 Marca w Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych w samym Wrocławiu przed budynkiem byłego Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Był to występ niezwykły, symboliczny, bowiem w tych to murach przed laty katowano, więziono naszych bohaterów, w tym nieletnich, Leokadię, Stasia oraz setki innych wiernych córek i synów Ojczyzny. Po długim czasie bezprawia, już w niepodległej Ojczyźnie w 2016 roku, młodzież śpiewem patriotycznym mogła oddać cześć i honory bohaterom przed budynkami byłego komunistycznego sądu i więzienia. Dorośli, którzy byli świadkami tego zdarzenia, nie kryli łez mówiąc do młodzieży: ,,Jesteśmy z Was dumni, z taką młodzieżą nie lękamy się już o Polskę...”
Ogromny wpływ na naszą codzienną pracę miał fakt, nawiązanej przed laty współpracy z profesorem Krzysztofem Szwagrzykiem, dziś wiceprezesem Instytutu Pamięci Narodowej. To dzięki Jego wsparciu, mogliśmy po prostu więcej zrobić w kwestii poznania losów żołnierzy podziemia antykomunistycznego i w wielu miejscach z reguły niedostępnych dla ogółu mogliśmy się znaleźć. Byliśmy świadkami prac ekshumacyjnych i pogrzebów ekshumowanych ofiar zbrodni systemu komunistycznego na Cmentarzu Osobowickim. Byliśmy częstymi gośćmi na wykładach w IPN we Wrocławiu. W roku 2016 uczestniczyliśmy czynnie w pogrzebach bohaterów- w kwietniu w Warszawie żegnaliśmy majora Zygmunta Szendzielarza ps. „Łupaszka”, a w sierpniu Danutę Siedzikównę ps. „Inka” i Feliksa Selmanowicza ps. „Zagończyk”.
W rocznicę pięcioletniej działalności MG, w roku 2015 profesor K. Szwagrzyk objął naszą organizację Honorowym Patronatem.
Jedną z najważniejszych spraw i wielkiej batalii była sprawa upamiętniania miejsc związanych z działalnością podziemia niepodległościowego. Wszystkie pomniki, tablice związane z wydarzeniami lat powojennych, a dotyczące podziemia antykomunistycznego, szczególnie grupy AK WSGO „WARTA” i oddziałów poakowskich Franciszka Olszówki ps. „Otto”, w Pisarzowicach zostały odsłonięte staraniem moim oraz mojej rodziny, męża Romana, córki Dominiki i syna Mateusza Chowańskich, ponieważ pamięć o Wyklętych i Niezłomnych jest jeszcze w naszym regionie tematem kontrowersyjnym, a bywało i tak, że bohaterów wojny lat 1944 - 1963 określano mianem bandytów. Mogliśmy liczyć czasem na wsparcie ze strony nielicznych organizacji, zawsze Małej Garstki, Fan Club Wiara Lecha Kępno, czy przychylności miejscowego społeczeństwa, jednak było to przez długie lata postrzegane jako swoisty bezsensowny proceder. Dziś w miejscach pomników spotykają się patrioci z całego regionu i jestem dumna z faktu, że przed laty mieliśmy odwagę stanąć w obronie dobrego imienia żołnierzy wyklętych.
Od kilku lat sama Mała Garstka, a później już tylko złożony z dorosłych Społeczny Komitet Pamięci Żołnierzy Wyklętych z siedzibą w Kępnie walczą o postawienie pomnika przy byłej siedzibie PUBP. Proces ten był bardzo skomplikowany i długotrwały ze względu na specyfikę tematu i często zabarwienie polityczne przy nieznajomości historii ze strony oponentów czy też wręcz szkalowania ludzi podziemia niepodległościowego. Nawiązaliśmy współpracę z mecenasem Grzegorzem Wąsowskim, szefem Fundacji „Pamiętamy” z siedzibą w Warszawie, mieliśmy zapewnione fundusze na postawienie tego pomnika, jednak problemem nieustannym był fakt nie przekonania lokalnych władz, co do zasadności tego niezwykłego dzieła. Rodziny żołnierzy wyklętych, od lat nie mogą doczekać się chwili, kiedy to radni miejscy pozwolą na postawienie tego pomnika, a tym symbolicznym nagrobkiem w kształcie orła, przywrócony zostanie pohańbiony przez komunistów mundur żołnierza. Ze swej strony mogę dodać tyle, że było to jedno z największych wyzwań przed którym staliśmy wraz z moją organizacją Mała Garstka i całym Społecznym Komitetem Pamięci Żołnierzy Wyklętych.
Pragnęliśmy bowiem doczekać takiej chwili, gdzie w naszych miastach nie będzie ulic komunistycznych oprawców, a widoczne będą pomniki tych, którzy mieli zostać bezimienni, a zostali nieśmiertelnymi.
Wierzymy jednak, że wszystko, co wspólnie jako Mała Garstka, zrobiliśmy do tej pory służyło wypełnianiu luk pamięci i niewiedzy, a nasza praca była hołdem dla Wielkiej i Niezwyciężonej Armii Wyklętej.
Ktoś może zapytać, co ma wspólnego Mała Garstka z Sycowa z losami żołnierzy wyklętych z powiatu kępińskiego i dlaczego właśnie o nich piszemy w wydawnictwie terenu powiatu kępińskiego. Odpowiedź jest bardzo prosta. uczniowie, którzy utworzyli TOMG w 1950 roku, swą działalność antykomunistyczną wzorowali na walce poakowskich oddziałów Franciszka Olszówki i jego podkomendnych, a współczesna Mała Garstka walczyła o prawdę historyczną tamtego czasu. Pamiętać należy, że pogranicze Wielkopolski i Dolnego Śląska, tj. powiat kępiński, ostrzeszowski, oleśnicki, to nasza wspólna ziemia, w której to przed laty w lasach i wioseczkach, nie patrząc na podział administracyjny, walczyli o niepodległą Ojczyznę żołnierze AK, KWP, wszyscy ,, straceńcy wierni do końca".
Lata 2016- 2019, to już inny rozdział działalności Małej Garstki. Praca w Instytucie Pamięci Narodowej, przy poszukiwaniach i ekshumacjach ofiar reżimów totalitarnych i ogromna odpowiedzialność za pamięć o tych co nie mieli grobów.
O latach 2016-2024 napisać należy w oddzielnym opracowaniu, bowiem nie sposób przedstawić samej, tego co było pracą, naszą wspólną- moich dwóch uczniów, a zarazem przyjaciół – wiceprezesa Małej Garstki Damiana Olszewskiego i osobistego asystenta Kamila Błaszczyka. Napiszę tylko tyle, kiedy na Cmentarzu Kwatery „Ł” podczas prac poszukiwawczo-ekshumacyjnych pytał ktokolwiek, skąd jesteśmy, odpowiadaliśmy, że z Sycowa. Natychmiast usłyszeliśmy coś co nas zawsze trzymało na duchu(…) jesteście z tego terenu, gdzie działa Mała Garstka?
Cóż! Jesteśmy! Stworzyliśmy swoisty znak rozpoznawczy miasta.
Nowa Ruda, marzec 2018 rok, kiedy udało się nam doprowadzić do upamiętnienia działalności TOMG w Szkole Górniczo – Hutniczej
Po ukończeniu Szkoły Podstawowej w Sycowie, od 1951 roku uczęszczał do niej Janek Kowalski, tam wraz z kolegami kontynuował antykomunistyczną działalność do czasu aresztowania w marcu 1952 roku.
To był piękny czas …..
Pani Lodziu, to wszystko ku Waszej Pamięci
Cześć i Chwała Bohaterom
Na koniec pragnę podziękować wszystkim, którzy wspierali działalność organizacji, a później stowarzyszenia. Przede wszystkim jednak członkom Małej Garstki za wieloletni trud pracy włożonej dla dobra Ojczyzny. Nie sposób wymienić tu wszystkich, którzy działali i pracowali, jednak nie mogę zapomnieć o pewnej wyjątkowej grupie, która poświęciła całe swoje siły i stała się Mała Garstką. Dziękuję całego serca: Damianowi Olszewskiemu, Kamilowi Błaszczykowi, Annie Białek, Jakubowi Strózikowi „Strusiowi”, Cezaremu Kempie, Sandrze Piórkowskiej, Patrycji Ziółkowskiej, Marcie Czajce, Oliwierowi Sobczakowi, Aleksandrze Lidzbie, Klaudii Zadwornej, Jakubowi Stenclowi, Monice Kokot, Klaudii Jędrasiak, Dominice Dembnej, Angelice Łacińskiej, Mateuszowi Pawlakowi, Michałowi Powąsce, Szymonowi Kaźmierczakowi. Marcinowi Łacinie, Michałowi Łacinie, Marcinowi Faronowi, Maciejowi Barańskiemu, Mateuszowi Kraczykowi, Krzysztofowi Milewskiemu, Klaudii Pracy, Aleksandrze Cywińskiej, Klaudii Haziak, Oliwii Adamowskiej, Julii Podymie, Julii Wierzbickiej, Julii Cywińskiej, Paulinie Łytce, Karolinie Luty, Weronice Ptak, Damianowi Bajsarowiczowi, Alicji Dąbrowskiej, Aleksandrze Piśko, Aleksandrze Iwanickiej. Jakubowi Żalowi. Siostrom Edycie Sobani, Alinie Puchale. Chrześniakom- Angelice i Kindze Sobania oraz Janowi Puchale.
Rodzicom Danucie i Eugeniuszowi Stasiaczyk
Przyjaciółce od Misji Bogusławie Kornatko
Dyrekcji Zespołu Szkolno Przedszkolnego w Sycowie
Paniom Monice Janiszyn i Agnieszce Kozłowskiej Pani Minister Beacie Kempie, ministrowi Andrzejowi Derze, prezesowi IPN dr Jarosławowi Szarkowi oraz Prezydentowi RP dr Andrzejowi Dudzie
Na koniec moim ukochanym- Mężowi Romanowi,
Córce Dominice i Synowi Mateuszowi (…) posłuchasz serca, serce żyje.
Mała Garstka, to My!
Bóg Honor i Ojczyzna
Mateusz Chowański
Słowa: "Mała Garstka" powoduje, że pojawia się na mojej twarzy uśmiech. Dzięki ludziom, którzy do niej należeli wiem czym jest patriotyzm i dlaczego on jest ważny w życiu. Poznałam świat jakby na nowo, tym razem od strony historycznej. Nie straciłam tu ani minuty, bo dzięki tej naszej Małej Garstce wiem, że teraźniejszość i historia to sprawy, których nie da się rozdzielić. Bóg, Honor i Ojczyzna ważne słowa, które tu usłyszałam, są też już teraz moim mottem i będą prowadzić mnie przez życie.
Sandra Piórkowska
„Mała Garstka” to przede wszystkim ludzie. W tym tkwi ukryty szczegół – jesteśmy jak rodzina. Praca, którą wykonujemy będąc w Małej Garstce jest służbą Ojczyźnie. Tworzymy wspólnie, wielkie rzeczy, bo tego potrzebuje od nas Ojczyzna. Dla Nas to zaszczyt, móc kontynuować dzieło TOMG”.
Kamil Błaszczyk
(…) w lutym 2024 roku dowiedzieliśmy się, że jest szansa na powrót Pani Leokadii Marynki, naszej Patronki i Bohaterki Tajnej Organizacji Mała Garstka do Sycowa. Po czternastu latach, 1 Marca w Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, zdamy raport z Misji podjętej przed laty!
Opiekun Koła Historycznego,
Prezes Małej Garstki,
Przyjaciel Pani Leokadii
Iwona Chowańska
Źródła archiwalne:
Zbiory archiwum IPN we Wrocławiu,
Notacja - wywiad z panią Leokadią Marynką przeprowadzony 20 X 2009 roku w Szczecinie,
Archiwum domowe - Iwona Chowańska,
Archiwum domowe - Leokadia Marynka,
Archiwum Gimnazjum im. Jana Pawła II w Sycowie/ dziś SP3 Syców
Zespół redakcyjny:
Agata Grzesiak /Joanna Piotrowska
Syców, luty 2024 r